wtorek, 13 listopada 2018

Halloween 2018 - Michael Mayers w najlepszym wydaniu (recenzja)


Nieśmiertelny morderca Michael Mayers powrócił! Właściwie to Mayers powracał już parokrotnie. Ostatni raz widzieliśmy go w 2009 roku kiedy to na rynku DVD pojawił się film Halloween II w reżyserii i interpretacji Roba Zombiego. Ale filmy bez błogosławieństwa i zgody ojca serii, Johna Carpentera, to słabe produkcje, które zaszkodziły marce. Po dziewięciu latach seria wraca na właściwe tory za sprawą reżysera Davida Gordona Greena (Manglehorn), który otrzymał wsparcie i błogosławieństwo od samego mistrza filmowej grozy.
 

Filmy spod gatunku Slasher trafiają już tylko na rynek DVD i lądują od razu w koszu „wszystko za 9,90”, ewentualnie zobaczycie je w ramówce stacji telewizyjnych pokroju Polsat, czy Telewizja Puls, a i to coraz rzadziej. W kinach od kilku lat produkcje tego typu nie cieszą się zbyt dużą oglądalnością. Ot, proste fabuły, bez klimatu, o których zapomina  się zaraz po wyjściu z sali kinowej. Kolejne „Halloween” – pomyślałem bez entuzjazmu, ale gdy usłyszałem fenomenalny motyw muzyczny skomponowany przez Carpentera i zobaczyłem czołówkę nawiązującą do dwóch klasycznych odsłon z 1978 i 1981 roku, od razu wiedziałem, że będzie dobrze. Film kontynuuje wątki rozpoczęte przez Carpentera ponad trzydzieści lat temu. Michael Mayers jest rodzinną traumą i mroczną tajemnicą kobiet z rodu Strode. Gdy demoniczny morderca po raz kolejny ucieka podczas transportu do  zakładu zamkniętego, tylko nestorka rodu Laurie Strode (w tej roli niezastąpiona Jamie Lee Curtis), zdaje się być przygotowana na powrót „Bugymana”, ale czy na pewno?
 

Film Greena to hołd dla dokonań Johna Carpentera. Czułem, że oglądam dreszczowiec z lat 70 ubiegłego wieku. Morderstwa są krwawe, efekty specjalne są klasycznym rękodziełem a nie komputerową obróbką. Motyw muzyczny i efekty dźwiękowe generują napięcie aż miło. Oczywiście jest to kino skrojone do współczesnych czasów. Nie uświadczymy przysłowiowych nagich piersi, nastoletni bohaterowie nie są tak rozbuchani seksualnie jak ich rówieśnicy z przełomu lat 70 i 80. Są także mniej irytujący. W tym miejscu należy pochwalić twórców za pozostawienie pola dla wyobraźni widzów, nie wszystkie zabójstwa są pokazane wprost.  Znalazło się miejsce dla internetowych dziennikarzy śledczych jako swoisty znak czasów. Doktora Loomisa, zastąpił inny lekarz, co jest logiczne. Postać Loomisa to nie Mayers i wiecznie żyć nie mógł. Doktor Sartain, może się wydawać postacią kontrowersyjną, lecz jest to pewna świeżość jeśli chodzi o tę serię. Jasnym jest, że film ma nielogiczny momentami śmieszny scenariusz. Ale pewna komediowa umowność jest już na stałe wpisana w ten gatunek filmowy. Nie przeszkadzało mi to w czasie seansu, bo klimat i muzyka skutecznie maskowały nielogiczności scenariusza. To kawał solidnie zrobionego kina w starym dobrym stylu. Duch dzieł Johna Carpentera przenika cały film, subtelnie jedynie uwspółcześniając scenariusz. David Gordon Green i jego ekipa sprawiła, że znowu przeżywałem emocje w kinie. Takie „Halloween” to ja rozumiem!!!

Reżyseria:David Gordon Grey

Muzyka: John Carpenter, Cody Carpenter, Daniel A. Davies