sobota, 23 lutego 2019

Jak nienapisałem opowiadania: historia pewnej porażki


Pamiętacie jak w listopadzie minionego roku szumnie zapowiedziałem, że zaczynam pisać opowiadanie grozy? Dwie koleżanki odpowiedziały nawet na moją prośbę i przesłały wyrazy i zdania, które zobowiązałem się wykorzystać w tekście pisanej przeze mnie historii. Niestety rzeczona proza nigdy się nie ukarze na blogu, bardzo możliwie, że w ogóle nie powstanie. Pozostało mi jedynie przedstawić wszystkim zainteresowanym ogólny zarys fabuły.


Do miasteczka Horse Bone przyjeżdża koleją żelazną ubrany po europejsku jegomość. Jego cechą szczególną jest spojrzenie, hipnotyzujące i przeszywające innych na wskroś. Niesamowitość tajemniczej postaci potęgują dwu kolorowe źrenice. Jedno oko ma barwę jadeitowej zieleni, a drugie ciemnego szkarłatu. Tajemniczy przybysz udaje się do biura szeryfa. Stróż prawa spodziewał się tajemniczego gościa. Następuje dialog z którego dowiadujemy się, że przybysz został wysłany przez tajną komórkę detektywistycznej Agencji Pinkertona, zajmującą się sprawami wyjątkowo trudnymi (paranormalnymi). Wokół Horse Bone, na powierzchni 500 km² znajduje się wiele dobrze prosperujących rancz. Początkowo chciałem umieścić akcje na bagnach Luizjany. Po namyśle stwierdziłem jednak, że pogranicze amerykańsko – meksykańskie bardziej pasuje klimatem do westernów. Wracając do rozmowy tajemniczego gościa z szeryfem; dowiadujemy się z niej, że na jednym z większych rancz dzieją się rzeczy niewytłumaczalne. Po śmierci właściciela w opuszczonej posiadłości, po zmroku słychać szatańskie chichoty, wrzaski i zawodzenia. Rano zaś z rancza bije „zła aura”, jak nazywają to zjawisko miejscowi. Jak by tego było mało, wody gruntowe w promieniu kilkunastu kilometrów wyschły. Zaczyna zdychać bydło, a ziemia do tej pory słynąca z bujnych traw i upraw zaczyna błyskawicznie zmieniać się w pustynię. Ranczerzy skarżą się, a nad miasteczkiem czuć duszny odór śmierci. Miejscowe władze są bezsilne wobec takiego stanu rzeczy, zwłaszcza że nikt nie chce kupić nawiedzonej ziemi. Tutaj do akcji wkracza tajemniczy wysłannik agencji. Oczywiście postać ta do końca pozostaje dla czytelnika zagadką. Nie wiele o niej się dowiadujemy.


Zamierzałem mocniej nakreślić dzieje rodziny, która zamieszkiwała ranczo. Inspirując się Zagładą rodu Usherów E.A. Poego. Samą posiadłość chciałem opisać jako połączenie Domu Rodziny Addamsów z domem Amityville, wzorując się na zdjęciach i rysunkach obu posiadłości.




Główny bohater wyrusza po zmroku dyliżansem do nawiedzonego miejsca. Przez okno wozu widzi widmowych jeźdźców podróżujących przez prerie, a w szumie wiatru słyszy zawodzenie czarnych niewolników. Moim zamiarem było opisać te wizje dokładnie w bardzo plastyczny sposób i spróbować uzyskać oniryczny charakter całości. Wiem, że ten pomysł będzie do mnie wracał jeszcze przez długi czas. Na samej nawiedzonej ziemi główny bohater miał spotkać demonicznych leworwerowców, którzy zagnieździli się w domu, powoli zatruwając swoją aurą wszystko w około. 


Na tym moje pomysły się skończyły. Pojedynek z demonami wydawał mi się banalny. Kilkanaście razy próbowałem napisać początek opowieści, zacząć ją snuć. Niestety zdania nijak nie układały się w całość. Cały początkowy koncept mnie przerósł. Trop się urwał. Przykro mi że muszę wywiesić białą flagę. Czuje się trochę jak kochanek, który wiele obiecuje, ale w czasie ostatecznej próby nie daje spełnienia. Gdybym w mieszkaniu miał żyrandol to bym się na nim powiesił. Niestety mam tylko kinkiety. Zwisając z kinkietu z wywalonym językiem i wyłupiastymi oczami, wyglądał bym co najmniej niepoważnie.

Kurtyna!

Autor:

Dominik Kunat