Aplikacja na telefony
komórkowe zwana Pokemon Go, fenomen, którego nie rozumiem. Ludzie
idą ulicą wpatrzeni w ekrany smartfonów, szukając tytułowych
kieszonkowych potworów. To dowód na to, że w dzisiejszych czasach
prosty algorytm potrafi odciągnąć uwagę człowieka od
otaczającego go świata.
Nintendo cienko
przędzie
Gdy byłem w pierwszej
klasie liceum, dotarła do naszego kraju pierwsza fala fascynacji
Pokemonami. Prosta gra RPG na konsole GameBoy i GameBoy Color, za
sprawą emitowanego również w Polsce serialu animowanego stała się
światowym fenomenem. Nintendo, które dało początek temu
szaleństwu, wyhodowało sobie kurę znoszącą złote jajka. Do
czasu. Nintendo to dość specyficzna firma, której konsole i gry
były popularne w Europie do końca lat dziewięćdziesiątych. Potem
nastała na dobre era Sony i Microsoftu. Japończycy po dziś dzień
działają na marginesie europejskiego rynku. Marka zwana Pokemon
trzyma się mocno, ale samo niegdyś wielkie N podupadło. Od czasu
sławetnego „Nintendo 64” z 1996 roku Nintendo nie wypuściło
sprzętu dla graczy, który mógłby zagrozić konkurencji. Konsole
„GameCube”, „Wii” i „Wii U” - są to niszowe ciekawostki
sprzętowe, które tak na dobrą sprawę nie zaszczepiły się w
świadomości graczy na świecie. W ciągu ostatnich kilku miesięcy
firma ma wypuścić kolejną dużą konsole, ale czy się uda, gdy
notowania spadają?
Na ratunek Pokemony
Miliony ludzi na świecie
podobno kochają kieszonkowe potwory. Ja nigdy nie rozumiałem tego
fenomenu. Ale niejaki Pikachu i spółka mieli teoretycznie szansę
wyciągnąć firmę Nintendo z zapaści, niestety coś nie wyszło. W
połowie lipca świat oszalał na punkcie smartfonowej aplikacji
„Pokemon GO”, która bazuje na tzw. rzeczywistości rozszerzonej.
Żeby zagrać w nowe Pokestwory trzeba wyjść z domu na spacer.
Jakie to innowacyjne! Zamiast siedzieć w domu przed komputerem czy
konsolą, zabieram smartfon na przechadzkę w poszukiwaniu dziwnych
stworzonek. Idziemy przez miasto gapiąc się w ekran, algorytm
działa tak, że np. mrocznego pokemona spowitego gazem możemy
znaleźć na terenie muzeum Auschwitz–Birkenau. Podobno nastolatka
w Stanach, szukając wodnego Pokemona, znalazła zwłoki w rzece.
Nawet jeżeli te makabryczne historie są wyssane z palca, to na
pewno gra Pokemon Go odwraca skutecznie naszą uwagę od tego, co się
dzieje w około nas. Gapiąc się w ekran możemy zderzyć się z
latarnią, czy wpaść pod samochód, choćby nawet stojący na
parkingu. Producenci gry próbują wmówić nam, że ich produkt
zmusił tysiące ludzi do wyjścia z domu. To co to za ludzie, ja się
pytam?! Odpowiedz przyszła szybko. Osoby najczęściej korzystające
z aplikacji, to współcześni trzydziestolatkowie! Do tej pory byłem
przekonany, że Pokemony przemawiają do grupy wiekowej od lat
siedmiu do dwudziestu jeden wyłącznie. Niestety wygląda na to, że
grupa docelowa to niemalże moi rówieśnicy, jakie to smutne. Nie
mam pracy, nie mam dzieci, ale za to łowię Pokemony telefonem, bo
są za darmo. Cytując klasyka: „Taka sytuacja!”.
Inwestorzy mówią
nie!
Przez pierwsze dwa
tygodnie od tego swoistego boomu pokemonowego, aukcje Nintendo na
tokijskiej giełdzie poszybowały w górę. Teoretycznie w grze można
dokonywać mikropłatności, ale w
praktyce niewielu łowców kieszonkowych zwierzaków płaci za
zabawę. Jest to logiczne, skoro można się świetnie bawić
całkowicie za darmo! Spekulacyjna bańka internetowa pod koniec
sierpnia pękła. Inwestorzy uderzyli pięścią w stół i
powiedzieli dość! Wielkie N praktycznie nic nie zarobiło na
„Pokemon GO!”. Ale tej fali szaleństwa nie da się już tak po
prostu zatrzymać. Twórcy oprogramowania już myślą nad
wprowadzeniem możliwości handlu schwytanymi stworkami z innymi
użytkownikami, ot takie wirtualne „niewolnictwo”. Do tego
infrastruktura sieciowa Nintendo zdaje się nie wytrzymywać naporu
coraz to nowych graczy z całego świata. Słowem: tama pęka.
Zmierzch Pokemonów i
ludzi
W wielkich miastach na
świecie tysiące ludzi łapie Pokemony. W moim mieście tego nie
zaobserwowałem. Może media wyolbrzymiają zjawisko, mówiąc o
fenomenie. Chciałbym w to wierzyć, przecież między ludźmi muszą
jeszcze istnieć silniejsze więzi niż smutna fascynacja
algorytmem. Przecież wirtualna rzeczywistość, nawet ta
rozszerzona, nie może sabotować więzi międzyludzkich?! Żyjemy w
świecie narcyzmu zwanego „selfie”, mam nadzieję, że „Pokemon
GO!” nie stanie się kolejną społeczną anomalią wywołaną
przez technologię.
Na koniec zacytuję
słowa, jakie powiedział wielki reżyser Werner Herzog zapytany
przez dziennikarza The Verge, co sądzi o fenomenie Pokemon Go i o
rzeczywistości rozszerzonej:
Taa, ale takie rzeczy
są bardzo efemeryczne, pojawiają się i znikają.
Cała wypowiedź do
przeczytania w tym miejscu.
Tekst: Dominik Kunat
Ciekawe podejście do tematu. Ale pisanie, że Wii był niszowym sprzętem to albo nieświadomość tematu albo celowe wprowadzanie w błąd. Przecież ta konsola rozeszła się w ponad 100 mln egzemplarzy na całym świecie, a w Europie sprzedano ponad 30 mln.
OdpowiedzUsuńTakże proszę pamiętać, że po Nintendo 64 stacjonarne konsole tej firmy nie cieszyły się już tak dużym zainteresowaniem jak NES czy SNES, ale ich handheldy takie jak GBC czy DS przewyższały sprzedażą stacjonarne sprzęty konkurencji osiągając odpowiednio sprzedaż 80 mln i 150 mln egzemplarzy na całym świecie.