niedziela, 7 sierpnia 2016

Kieszonkowe potwory rządzą ludźmi

Aplikacja na telefony komórkowe zwana Pokemon Go, fenomen, którego nie rozumiem. Ludzie idą ulicą wpatrzeni w ekrany smartfonów, szukając tytułowych kieszonkowych potworów. To dowód na to, że w dzisiejszych czasach prosty algorytm potrafi odciągnąć uwagę człowieka od otaczającego go świata.

Nintendo cienko przędzie

Gdy byłem w pierwszej klasie liceum, dotarła do naszego kraju pierwsza fala fascynacji Pokemonami. Prosta gra RPG na konsole GameBoy i GameBoy Color, za sprawą emitowanego również w Polsce serialu animowanego stała się światowym fenomenem. Nintendo, które dało początek temu szaleństwu, wyhodowało sobie kurę znoszącą złote jajka. Do czasu. Nintendo to dość specyficzna firma, której konsole i gry były popularne w Europie do końca lat dziewięćdziesiątych. Potem nastała na dobre era Sony i Microsoftu. Japończycy po dziś dzień działają na marginesie europejskiego rynku. Marka zwana Pokemon trzyma się mocno, ale samo niegdyś wielkie N podupadło. Od czasu sławetnego „Nintendo 64” z 1996 roku Nintendo nie wypuściło sprzętu dla graczy, który mógłby zagrozić konkurencji. Konsole „GameCube”, „Wii” i „Wii U” - są to niszowe ciekawostki sprzętowe, które tak na dobrą sprawę nie zaszczepiły się w świadomości graczy na świecie. W ciągu ostatnich kilku miesięcy firma ma wypuścić kolejną dużą konsole, ale czy się uda, gdy notowania spadają?

 
Na ratunek Pokemony

Miliony ludzi na świecie podobno kochają kieszonkowe potwory. Ja nigdy nie rozumiałem tego fenomenu. Ale niejaki Pikachu i spółka mieli teoretycznie szansę wyciągnąć firmę Nintendo z zapaści, niestety coś nie wyszło. W połowie lipca świat oszalał na punkcie smartfonowej aplikacji „Pokemon GO”, która bazuje na tzw. rzeczywistości rozszerzonej. Żeby zagrać w nowe Pokestwory trzeba wyjść z domu na spacer. Jakie to innowacyjne! Zamiast siedzieć w domu przed komputerem czy konsolą, zabieram smartfon na przechadzkę w poszukiwaniu dziwnych stworzonek. Idziemy przez miasto gapiąc się w ekran, algorytm działa tak, że np. mrocznego pokemona spowitego gazem możemy znaleźć na terenie muzeum Auschwitz–Birkenau. Podobno nastolatka w Stanach, szukając wodnego Pokemona, znalazła zwłoki w rzece. Nawet jeżeli te makabryczne historie są wyssane z palca, to na pewno gra Pokemon Go odwraca skutecznie naszą uwagę od tego, co się dzieje w około nas. Gapiąc się w ekran możemy zderzyć się z latarnią, czy wpaść pod samochód, choćby nawet stojący na parkingu. Producenci gry próbują wmówić nam, że ich produkt zmusił tysiące ludzi do wyjścia z domu. To co to za ludzie, ja się pytam?! Odpowiedz przyszła szybko. Osoby najczęściej korzystające z aplikacji, to współcześni trzydziestolatkowie! Do tej pory byłem przekonany, że Pokemony przemawiają do grupy wiekowej od lat siedmiu do dwudziestu jeden wyłącznie. Niestety wygląda na to, że grupa docelowa to niemalże moi rówieśnicy, jakie to smutne. Nie mam pracy, nie mam dzieci, ale za to łowię Pokemony telefonem, bo są za darmo. Cytując klasyka: „Taka sytuacja!”.
 
Inwestorzy mówią nie!

Przez pierwsze dwa tygodnie od tego swoistego boomu pokemonowego, aukcje Nintendo na tokijskiej giełdzie poszybowały w górę. Teoretycznie w grze można dokonywać mikropłatności, ale w praktyce niewielu łowców kieszonkowych zwierzaków płaci za zabawę. Jest to logiczne, skoro można się świetnie bawić całkowicie za darmo! Spekulacyjna bańka internetowa pod koniec sierpnia pękła. Inwestorzy uderzyli pięścią w stół i powiedzieli dość! Wielkie N praktycznie nic nie zarobiło na „Pokemon GO!”. Ale tej fali szaleństwa nie da się już tak po prostu zatrzymać. Twórcy oprogramowania już myślą nad wprowadzeniem możliwości handlu schwytanymi stworkami z innymi użytkownikami, ot takie wirtualne „niewolnictwo”. Do tego infrastruktura sieciowa Nintendo zdaje się nie wytrzymywać naporu coraz to nowych graczy z całego świata. Słowem: tama pęka.

 
Zmierzch Pokemonów i ludzi

W wielkich miastach na świecie tysiące ludzi łapie Pokemony. W moim mieście tego nie zaobserwowałem. Może media wyolbrzymiają zjawisko, mówiąc o fenomenie. Chciałbym w to wierzyć, przecież między ludźmi muszą jeszcze istnieć silniejsze więzi niż smutna fascynacja algorytmem. Przecież wirtualna rzeczywistość, nawet ta rozszerzona, nie może sabotować więzi międzyludzkich?! Żyjemy w świecie narcyzmu zwanego „selfie”, mam nadzieję, że „Pokemon GO!” nie stanie się kolejną społeczną anomalią wywołaną przez technologię.

Na koniec zacytuję słowa, jakie powiedział wielki reżyser Werner Herzog zapytany przez dziennikarza The Verge, co sądzi o fenomenie Pokemon Go i o rzeczywistości rozszerzonej:

Taa, ale takie rzeczy są bardzo efemeryczne, pojawiają się i znikają.
  
Cała wypowiedź do przeczytania w tym miejscu.

 
Tekst: Dominik Kunat

 

1 komentarz:

  1. Ciekawe podejście do tematu. Ale pisanie, że Wii był niszowym sprzętem to albo nieświadomość tematu albo celowe wprowadzanie w błąd. Przecież ta konsola rozeszła się w ponad 100 mln egzemplarzy na całym świecie, a w Europie sprzedano ponad 30 mln.
    Także proszę pamiętać, że po Nintendo 64 stacjonarne konsole tej firmy nie cieszyły się już tak dużym zainteresowaniem jak NES czy SNES, ale ich handheldy takie jak GBC czy DS przewyższały sprzedażą stacjonarne sprzęty konkurencji osiągając odpowiednio sprzedaż 80 mln i 150 mln egzemplarzy na całym świecie.

    OdpowiedzUsuń