Pamiętacie jak w
listopadzie minionego roku szumnie zapowiedziałem, że zaczynam pisać
opowiadanie grozy? Dwie koleżanki odpowiedziały nawet na moją prośbę i
przesłały wyrazy i zdania, które zobowiązałem się wykorzystać w tekście pisanej
przeze mnie historii. Niestety rzeczona proza nigdy się nie ukarze na blogu, bardzo
możliwie, że w ogóle nie powstanie. Pozostało mi jedynie przedstawić wszystkim
zainteresowanym ogólny zarys fabuły.
Do miasteczka Horse
Bone przyjeżdża koleją żelazną ubrany po europejsku jegomość. Jego cechą
szczególną jest spojrzenie, hipnotyzujące i przeszywające innych na wskroś.
Niesamowitość tajemniczej postaci potęgują dwu kolorowe źrenice. Jedno oko ma
barwę jadeitowej zieleni, a drugie ciemnego szkarłatu. Tajemniczy przybysz udaje
się do biura szeryfa. Stróż prawa spodziewał się tajemniczego gościa. Następuje
dialog z którego dowiadujemy się, że przybysz został wysłany przez tajną
komórkę detektywistycznej Agencji Pinkertona, zajmującą się sprawami wyjątkowo
trudnymi (paranormalnymi). Wokół Horse Bone, na powierzchni 500 km² znajduje
się wiele dobrze prosperujących rancz. Początkowo chciałem umieścić akcje na bagnach
Luizjany. Po namyśle stwierdziłem jednak, że pogranicze amerykańsko –
meksykańskie bardziej pasuje klimatem do westernów. Wracając do rozmowy
tajemniczego gościa z szeryfem; dowiadujemy się z niej, że na jednym z większych
rancz dzieją się rzeczy niewytłumaczalne. Po śmierci właściciela w opuszczonej
posiadłości, po zmroku słychać szatańskie chichoty, wrzaski i zawodzenia. Rano
zaś z rancza bije „zła aura”, jak nazywają to zjawisko miejscowi. Jak by tego
było mało, wody gruntowe w promieniu kilkunastu kilometrów wyschły. Zaczyna
zdychać bydło, a ziemia do tej pory słynąca z bujnych traw i upraw zaczyna
błyskawicznie zmieniać się w pustynię. Ranczerzy skarżą się, a nad miasteczkiem
czuć duszny odór śmierci. Miejscowe władze są bezsilne wobec takiego stanu
rzeczy, zwłaszcza że nikt nie chce kupić nawiedzonej ziemi. Tutaj do akcji
wkracza tajemniczy wysłannik agencji. Oczywiście postać ta do końca pozostaje
dla czytelnika zagadką. Nie wiele o niej się dowiadujemy.
Zamierzałem mocniej
nakreślić dzieje rodziny, która zamieszkiwała ranczo. Inspirując się Zagładą rodu Usherów E.A. Poego. Samą posiadłość chciałem opisać jako połączenie Domu
Rodziny Addamsów z domem Amityville, wzorując się na zdjęciach i rysunkach obu
posiadłości.
Główny bohater wyrusza
po zmroku dyliżansem do nawiedzonego miejsca. Przez okno wozu widzi widmowych
jeźdźców podróżujących przez prerie, a w szumie wiatru słyszy zawodzenie
czarnych niewolników. Moim zamiarem było opisać te wizje dokładnie w bardzo
plastyczny sposób i spróbować uzyskać oniryczny charakter całości. Wiem, że ten
pomysł będzie do mnie wracał jeszcze przez długi czas. Na samej nawiedzonej
ziemi główny bohater miał spotkać demonicznych leworwerowców, którzy
zagnieździli się w domu, powoli zatruwając swoją aurą wszystko w około.
Na tym moje pomysły się
skończyły. Pojedynek z demonami wydawał mi się banalny. Kilkanaście razy
próbowałem napisać początek opowieści, zacząć ją snuć. Niestety zdania nijak
nie układały się w całość. Cały początkowy koncept mnie przerósł. Trop się
urwał. Przykro mi że muszę wywiesić białą flagę. Czuje się trochę jak kochanek,
który wiele obiecuje, ale w czasie ostatecznej próby nie daje spełnienia.
Gdybym w mieszkaniu miał żyrandol to bym się na nim powiesił. Niestety mam
tylko kinkiety. Zwisając z kinkietu z wywalonym językiem i wyłupiastymi oczami,
wyglądał bym co najmniej niepoważnie.
Kurtyna!
Autor:
Dominik Kunat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz