Szybszy niż wystrzelony pocisk,
silniejszy od rozpędzonej lokomotywy, człowiek ze stali, Superman! Niebawem ta
ikona amerykańskiego komiksu i kultury popularnej skończy 78 lat. Przyznam
szczerze, że nigdy nie byłem wielkim fanem tej postaci. Ale pamiętam bardzo
dobrze, że w połowie lat dziewięćdziesiątych wielkie wrażenie zrobiła na mnie
historia opowiadająca o śmierci Supermana. Były to czasy gdy kolorowe 24 stronicowe zeszyty kosztowały dwa złote dziewięćdziesiąt groszy i były dostępne
w każdym kiosku Ruchu co miesiąc, dzięki legendarnemu wydawnictwu Tm – Semic.
Minęło 20 lat od momentu kiedy po
raz pierwszy czytałem tę opowieść. Gdy miałem dwanaście lat, ilość super
bohaterów którzy pojawili się na pogrzebie Supermana zrobiła na mnie wielkie
wrażenie. Zwłaszcza, że zdecydowana większość trykociarzy nie była mi w tamtych
latach znana. Kojarzyłem tylko Batmana i Robina z filmu animowanego Batman The
Animated Series, który w tamtym czasie był bardzo popularny i znany z emisji
drugiego programu telewizji polskiej (TVP2). Na pogrzebie bohatera pojawił się ówczesny
prezydent USA, Bill Clinton wraz z małżonką, co prawda tylko w dwóch kadrach,
ale na dzieciaku jakim wtedy byłem, pojawienie się w komiksie osoby ze świata
realnego robiło wrażenie. Śmierć Człowieka ze Stali nie była dla mnie zbyt
dużym szokiem. Za to zbierałem szczękę z podłogi gdy zobaczyłem jak Bane łamie
kręgosłup Batmanowi. Faktem jest, że rok 95/96 za sprawą śmierci Kryptończyka i
bolesnej przegranej nietoperza z Gotham, pozostał na zawsze w mojej pamięci.
Po latach moja młodzieńcza miłość
do komiksów zmieniła się w pasję. Nastały czasy Internetu, a co za tym idzie,
profesjonalnych sklepów komiksowych. W 2010 nabyłem trylogię KinightFall, aby
jeszcze raz, przeżyć emocje związane z upadkiem Mrocznego Rycerza. Nie
zawiodłem się, dalej czuję dreszcz podniecenia czytając tę historię. Ze
śmiercią i powrotem Supermana było zgoła inaczej. Przez długi czas nie czułem
potrzeby aby jeszcze raz sięgnąć po tę opowieść. Zrządzeniem losu przeglądając
sieć często trafiałem na grube kompletne wydanie zbierające w całość to
wydarzenie. W między czasie obejrzałem film animowany z 2007 i nie byłem nim
zachwycony. To chyba najsłabsza animacja Bruce’a W. Timma. Sam złowieszczy
Doomsday, zaczął się pojawiać w serialu animowanym „JL: Unlimited”. Z tego co
pamiętam potwór został pokonany przez członków ligi, czy nawet samego
Supermana. Nie ważne. Śmierć ikony Amerykańskiego komiksu na łamach kolorowych
zeszytów okazała się tylko chwilowa. Dziś nikogo już nie dziwi, że bohaterowie
po jakimś czasie wracają do życia. Niestety, zgon głównego protagonisty stał
się nadużywanym zabiegiem dramaturgicznym. W roku 1992 zgon Supermana, to dla
wielu czytelników szok. Wydarzenia rozgrywające się na łamach kilku serii
komiksowych zostały wydane dwukrotnie w latach 2008 i 2012 w formie tzw.
omnibusa, czyli grubej księgi, w twardej oprawie, przekraczającej tysiąc stron.
Swoje luźne rozważania opieram na wydaniu z roku 2012 wzbogaconym o 30 stron
dodatków w postaci komentarzy twórców i nigdzie wcześniej nie opublikowanych
szkiców oraz rysunków. Istna biblia dla fanów Człowieka ze Stali.
Pierwszym pytaniem jakie się
nasuwa, to kim/czym jest Doomsday? Otóż istota ta przez dłuższy czas nie
posiadała genezy. Pojawiła się z nikąd, wydostając z podziemnego więzienia.
Wielki szary olbrzym, stworzony tylko po to aby niszczyć wszystko co napotka na
swojej drodze. Antagonista ten miał zabić Supermana i sprawić aby czytelnicy
znów zaczęli się interesować postacią. Walka odbyła się w centrum Metropolis i
skończyła remisem. Główni scenarzyści serii: Dan Jurgens, Karl Kesler i Jerry
Ordway, wraz z rysownikami Jonem Bogdanovem, Tomem Grummettem i Jacksonem
Guicem spełnili swoje zadanie i na przełomie lat 1993/94 historie ze świata
Supermana świetnie się sprzedawały. O śmierci herosa rozpisywały się największe
dzienniki w kraju, nawet stacje telewizyjne takie jak CNN wspominały o tym
wydarzeniu. Nie ulega wątpliwości, że 75 numer serii Superman odbił się
szerokim echem za oceanem. Nawet po latach starcie przybysza z planety Krypton
i niepowstrzymanego Doomsdaya czyta i ogląda się dość dobrze. Trzeba uczciwie
przyznać, że fabuła jest jak na dzisiejsze standardy prosta niczym konstrukcja
przysłowiowego cepa. Ale rysunki Bretta Breedinga do dziś potrafią zachwycić
swoim rozmachem. Ta część opowieści rozpisana jest na 170 stronach. Po śmierci
herosa scenarzyści zadawali sobie pytanie: „Jak będzie wyglądał świat bez
Supermana?”
Kolejnym etapem była
ośmioczęściowa mini – seria zatytułowana Pogrzeb Przyjaciela. Fragmenty tej
historii poznaliśmy także w Polsce. Generalnie rzecz ujmując jest to opowieść o
żałobie po stracie bliskiej osoby. Jest w niej kilka wzruszających momentów i
wszystko układa się w miarę spójną całość do momentu kradzieży ciała Supermana
z grobowca, gdzie został pochowany. Do tego wszystkiego dochodzą wątki związane
z Super Girl, która wdaje się w romans z długowłosym rudym Lexem Luthorem! Tak,
w latach 90 czuć było nadchodzącą zapaść rynku komiksowego. Z perspektywy czasu
można śmiało stwierdzić, że próba odświeżenia pewnych postaci nie wyszła twórcom
najlepiej. Wątki poboczne niepotrzebnie zostały wplecione w całkiem udany i
wzruszający koncept ogólnej żałoby. Zaczynają pojawiać się pierwsi naśladowcy Supermana,
a nieszczęsna Super Girl odreagowuje szok po śmierci kuzyna tłukąc zbirów na
ziemi i w kosmicznych knajpach. Po woli rozkręca się karuzela niepotrzebnych
wątków i widać wyraźnie, że scenarzyści nie wiedzą jak posklejać je w jedną spójną
całość. Gdy sytuacja robi się coraz bardziej niedorzeczna i naciągana Jonathan
Kent, ziemski ojciec Supermana, dostaje zawału. W 500 numerze serii The
Adventures of Superman, dusza Jonathana Kenta wędruje po zaświatach w towarzystwie
duszy swojego adoptowanego syna. Starszy pan znów spotyka towarzyszy broni z
czasów II wojny światowej, zostaje porwany przez piekielne demony, aby w końcu
powrócić do życia z pomocą Supermana. Te wydarzenia kończą czas żałoby.
Tymczasem na ziemi pojawiają się
naprawdę potężni pretendenci do tytułu nowego Człowieka ze Stali. Rozpoczynają
się Rządy Supermenów! Cyborg Superman, który wygląda jak filmowy Terminator, to
Henry Henshaw, niezbyt stabilny emocjonalnie naukowiec, który niegdyś walczył z
Supermanem jako pierwszy Metallo. Pod przydomkiem Ostatni Syn Kryptona kryje
się Erydicator, były przeciwnik Człowieka ze Stali, ostatni żyjący naukowiec z
planety Krypton. Super Boy, czyli młodszy klon Supermana stworzony z połączenia
DNA naszego herosa i Lexa Luthora. Czwartym pretendentem jest niejaki Stell,
czyli John Henry Irons, czarnoskóry inżynier i wynalazca broni. Stworzył on
tytanowy egzoszkielet, który daje moce podobne jakie posiada Superman. Jak
nietrudno się domyśleć pięciu Super ludzi w Metropolis na dłuższą metę oznacza
kłopoty. Gdy Cyborg – Superman zaczyna zagrażać pozostałym bohaterom, zza grobu
powraca oryginalny Superman z nową, modną w tamtych latach fryzurą, czyli
krótko z przodu, długo z tyłu. Trzeci akt sagi o śmierci i powrocie obrońcy
Metropolis jest kwintesencją historii obrazkowych z lat 90. Dzieje się dużo,
postaci są przerysowane a wszystko tonie w oparach absurdu. Dziś ta historia
wydaje się zbyt naciągana i stworzona tylko po to, aby Człowiek ze Stali
powrócił do żywych. Co ciekawe czterech nowych Supermanów zyskało stałe miejsce
w świecie komiksów DC i pojawiają się w nich do dziś.
Współcześnie możemy kręcić nosem
na pomysły scenarzystów w tamtych latach. Faktem jednak jest, że ta rozpisana
na 32 zeszyty saga, rozgrywająca się na łamach 6 tytułów jest jedną z
najbardziej znanych w całej historii komiksów o przygodach Supermana. Czy tego
chcemy, czy nie wpłynęła w znacznej mierze na wszystkich bohaterów DC. Jest to
lektura obowiązkowa dla pasjonatów komiksu amerykańskiego. Dla fanów Supermana
kamień milowy. Motywy z tej historii pojawiają się w filmach, grach
komputerowych i na produktach codziennego użytku. Nawet jeżeli śmierć Supermana
nie robi na odbiorcach już takiego wrażenia jak kiedyś, to dla mojego pokolenia
jest to wspomnienie cudownych lat dzieciństwa, gdy jako nastolatek zaczytywałem
się komiksami Tm – Semic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz