czwartek, 31 stycznia 2019

Nintendo Switch - słów parę o "pstryczku"


W połowie stycznia pod moim dachem pojawiła się nowa konsola Nintendo o nazwie „Switch” czyli „Pstryczek”. Jest to stosunkowo nowy sprzęt na rynku. Jego premiera miała miejsce 3 marca 2017 roku, czyli niespełna dwa lata temu. Przez długi czas zastanawiałem się czy warto tę konsolę kupić? Za chwilę dowiecie się co ostatecznie skłoniło mnie do rozbicia świnki skarbonki i czy zabawka od Nintendo jest warta swojej ceny.


Nintendo robi po swojemu



Japoński gigant od zawsze chadzał swoimi ścieżkami, co nie zawsze wychodziło mu na dobre. Dwie konsole z poprzedniej generacji Wii oraz WiiU przeszły niemal bez echa w Europie. Dziś w niektóre z tytułów z poprzedniczek możemy zagrać na Switchu. Po za tym musimy pamiętać, że Nintendo zdecydowało się nie brać udziału w tak zwanym wyścigu konsol. To oznacza, że grafika i rozdzielczość gier stoją na poziomie średniej klasy Laptopa lub PS3. Rozdzielczość na TV wynosi maksymalnie 1080p, a w trybie przenośnym 720p. Nie martwi mnie to za bardzo, bo gry od samego Nintendo mają kolorową oprawę w 2 i 2,5D. Do tej pory nie doświadczyłem spadku jakości obrazu grając. Jeżeli chcemy pograć w takie tytuły jak Wolfenstein II, czy Doom to mamy od tego konkurencje w postaci konsol Sony i Microsoftu. Nintendo stawia przede wszystkim na rozrywkę dla całej rodziny i granie wszędzie gdzie chcesz i kiedy chcesz. 


Do łóżka i na spacer

Połączenie konsoli przenośnej i stacjonarnej było dla mnie głównym powodem zakupu Switcha. Sama konsola ma formę tabletu, który możemy zabrać do parku lub w podróż. Postawić na stole wysuwając specjalną nóżkę z tyłu konsoli, jest ona stabilna tylko na twardych powierzchniach. Bateria starcza mniej więcej na 3 godziny grania. Wyświetlacz pokazuje obraz dość ostry, co nie męczy wzroku Najlepiej jest grać przy dobrym świetle dziennym lub przy źródle światła padającym na konsolę. Jest to obecnie najbardziej zawansowana technicznie przenośna konsola na rynku. Dwa Joy – Cony, dodawane do zestawu ze specjalnymi nakładkami, mogą służyć jako kontrolery dla dwóch graczy, oraz jako kontrolery ruchu do trybu przenośnego konsoli. Ja zaopatrzyłem się w „klasyczny” pad Pro do gry na ekranie telewizora. Dla mnie osobiście, granie na Joy – Conie w trybie stacjonarnym jest niewygodne. Ciekawostka: w zestawie znajduje się kawałek plastiku imitujący pada. Włożenie w niego Joy – Conów, nie ułatwia zabawy i wygląda nie szczególnie. 


Podepnij to do TV
 
Stacja dokująca, to kawałek czarnego plastiku, którego wygląd jest bardzo przeciętny. Po włożeniu w nią konsoli możemy grać na telewizorze. W stacji znajdują się następujące porty: HDMI, USB3.0, USB2.0, USB-C (ładowarka). Zasilacz ładujący jest lekki, o podłużnym, płaskim kształcie. Dwa porty zostają na bliżej nieokreślone peryferia, czyżby Nintendo szykowało coś w przyszłości, czas pokaże.
 

Wirtualny świat Nintendo

Switch nie jest centrum multimedialnej rozrywki. Nie obejrzymy na nim filmów z Netflixsa czy HBO GO, nie posłuchamy muzyki ze Spotify. Moim zdaniem jest to kolejna wyjątkowa cecha tej konsoli. Służy tylko do grania. Konsola łączy się z Nintendo e –shop, gdzie kupimy gry w rodzimej walucie. Przeważają tytuły niezależne i z pod szyldu firmy. Nie jest to jeszcze biblioteka tytułów na miarę, dajmy na to PS Store, ale sukcesywnie jest poszerzana. Program rabatowy polega na wymianie złotych monet na rabaty przy zakupie większych produkcji. Są to małe upusty rzędu 25 złotych przy zakupie gier za ponad 200 zł. Więc jeżeli interesują nas tylko wybrane tytuły, to na programie rabatowym skorzystamy nie wiele. Za to virtual konsole, to opcja dla graczy zakochanych w retro. Wykupując abonament mamy dostęp do 2 lub 3 klasycznych tytułów co miesiąc z 8 bitowego Nintendo. Usługa ruszyła w lipcu 2017 roku i na razie dostępnych jest łącznie 25 tytułów, w tym 3 zmodyfikowane wersje gier. Wieczorami zdarza mi się zagrać w Super Mario Bros 3, czy Donkey Konga. Fani nostalgii powinni poczuć się jak za czasów „Pegasusa”. Bardzo możliwe, że w tym roku dostaniemy gry z konsolek Gemboy i Super Nintendo.


Kropelka goryczy

Oprócz mało atrakcyjnego wyglądu Switch ma także parę mniejszych mankamentów. Konsola ma jedynie 32 MB pamięci. Więc jeżeli będziemy chcieli grać w tak duże tytuły jak Zelda, czy Super Smash Bros, będziemy musieli dokupić kartę microSDHC. Na takich nośnikach kupimy gry na Pstryczka, a nie są one tanie. Produkcje od samego Nintendo kosztują ponad 235 złotych, zarówno w wersji elektronicznej jak i pudełkowej. Firma rzadko też proponuje promocje na swoje produkty. Pocieszne figurki postaci z gier zwane Amiibo kosztują w Polsce w przedziale od 60 do 80 złotych. Co prawda odblokowują dodatkową zawartość w dedykowanych tytułach, ale są to zmiany kosmetyczne. Raczej ciekawostka dla kolekcjonerów niż znaczący produkt. Liczę również na to ,że za jakiś czas dodane zostaną osiągnięcia do gier. Są to jak dla mnie mało znaczące mankamenty, wydaje się, że wielkie N w końcu wychodzi na prostą. Nintendo jest w mojej ocenie na fali wznoszącej i oby tak dalej.





Ps: niebawem zrecenzuję dwie gry ze świata Mario, taka recenzja „Duble Mario”.

Autor:Dominik Kunat









1 komentarz:

  1. Przyjemny tekst. Też przymierzam się do zakupu Switch. Ale póki mam w co grać na Wii U to odkładam ciągle ten zakup.
    A Switch ma 32 GB , a nie MB pamięci, to zupełnie inny rząd wielkości.

    OdpowiedzUsuń