Największy szczyt pandemii mam nadzieję za nami. Bardzo powoli wszyscy wracamy do normalności. Postanowiłem zebrać wszystkie Opowieści z czasu epidemii w jednym miejscu. Pierwotnie te, krótkie teksty publikowałem na swoim FB.
Wstęp
Moi drodzy od dziś będę pisał
krótkie opowieści z czasów epidemii. Są to moje
obserwacje gdy wychodzę do sklepu. Są to opowieści pełne czarnego jak
smoła humoru, lub jak wolicie smutne i przygnębiające, ale nade wszystko
prawdziwe.
Opowieść pierwsza
Stoję przed sklepem za chlebem i
jestem świadkiem kłótni dwóch starszych pań. Jedna z nich, ta bardziej
agresywna próbuje się wcisnąć na początek kolejki bez zachowania odpowiedniego
odstępu itp. Jedna z kobiet grzecznie acz stanowczo zwraca jej uwagę. W odpowiedzi
słyszy wiązankę i słowo szmata jest najbardziej grzeczne w tym zestawie. Drzwi
się rozsuwają, a agresywna staruszka pcha się jak taran przez drzwi, prawie
przewracając osobę wychodzącą. Bo wiecie ona teraz ma władzę, dostała
tron…szkoda, że nie koronę. Za mną stoi Pan bez nogi o kuli oparty o barierkę,
pokornie czeka na swoją kolej.
Opowieść druga
Zdarzenie z środy. Pojechałem z
mamą do Lidla bo była promocja na zgrzewki wody mineralnej. Stoimy sobie w
kolejce do sklepu. Ludzie ze sobą rozmawiają, śmieją się, pocieszają. Nagle jak
grom z jasnego nieba starszy pan w gustownym kaszkiecie na głowie zaczął
wydzierać się na ludzi, że za blisko od siebie stoją i go zarażą i do tego
gadają zamiast stać w ciszy. Ludzie popatrzyli na pana wystraszeni i po chwili
spokojnie wrócili do rozmów. Wtedy starszy pan nie wytrzymał, drżącymi rękoma
wyjął komórkę i się wydziera, że dzwoni po policję. Nie wiem czy ten
samozwańczy szeryf wezwał posiłki, czy tylko straszył ludzi stojących w kolejce
bo weszliśmy już do sklepu. Półgodziny później pana szeryfa już nie było, a
ludzie w kolejce dalej rozmawiali ze sobą, śmiali się, pocieszali.
Opowieść trzecia
Zdarzenie z soboty. Lubicie frytki? Bo ja bardzo i lubię także rybę z frytkami. Poszedłem do sklepu w celu ich zakupienia. Postałem troszkę w kolejce pod sklepem, wpuszczali po dwie osoby. Biorę koszyk i dziarskim krokiem sunę do chłodni z mrożonkami. Przy chłodni stoi staruszka i przy otwartej lodówce i do słownie medytuje. Nachyla się, cmoka pod nosem i sapie. Tu bierze jakiegoś fileta z Mintaja i zaraz go odkłada na miejsce, za chwile pudełko lodów, groszek mrożony itd. Ewidentnie pani nie może się zdecydować co kupić. Grzecznie się uśmiechając mówię, że wezmę tylko frytki i znikam, oczywiście zachowuje cały czas przepisowy dystans. Pani na te słowa spojrzała na mnie wzrokiem pełnym nienawiści i pogardy, aż mi ciarki po plecach przeszły. Spuściłem wzrok speszony. Staruszka grzebała w lodówce jeszcze tak z siedem minut. Po czym nic nie wziąwszy odwróciła się i poczłapała na stoisko mięsne. Stojąc przy kasie zaobserwowałem, że pani nic nie kupiła. Po prostu chciała przyjść i pozwiedzać osiedlowy sklep. Na dworze między czasie zrobiła się kolejka. No ale jak seniorzy zapomnieli, że sklepy nie są do zwiedzania tylko do robienia zakupów to potem są kolejki.
Opowieść czwarta: Apokaliptyczna
Kiedy przyjdzie Apokalipsa, ta wielka nie ta mała… codzienna. To nawet jej nie zauważymy, spętani łańcuchem nakazu. Staniemy z kopertą pozornego wyboru przed smutnym obliczem listonosza. Będziemy jeszcze wierzyć w sprawiedliwość, nie mogąc się oderwać myślami od wirtualnego świata pełnego infantylnych serduszek, kwiatuszków i śmiesznych rysunków. Świata gdzie nasz kandydat i zbawca już jest prezydentem. Będziemy jeszcze wierzyć, dobę, może dwie. Wokół nas ludzie słabi, schorowani będą umierać. Ziemia będzie płonąć wokół Nas błagając spierzchniętymi ustami o deszcz. Lecz nic nie zrobimy zajęci zamieszczaniem postów pełnych oburzenia. Głód, agresja i beznadzieja Nami zawładnie. Stracimy naszą przyszłość wpatrzeni w wirtualną teraźniejszość. Bo nie wierzymy w zło, bo boimy się pobrudzić ręce krwią. Ale gdy zabraknie tych srebrników, którymi Nas kupiono, a zabraknie ich na pewno. I gdy zgaśnie wirtualny świat, a tak się stanie. Obudzimy się w rzeczywistości naszej własnej Apokalipsy z uporczywym pytanie na ustach jak to się mogło stać? Czy odważymy się szczerze odpowiedzieć na to pytanie.
Opowieść piąta:Podziemny biznes
Historia pewnej fryzjerki
opowiedziana przez moją mamę. Mikro przedsiębiorców mających swoje małe punkty usługowe
w naszym kraju jest cała masa. Niestety z powodu epidemii zmuszeni zostali
zamknąć (na czas nieokreślony), swoje małe źródła utrzymania. Niestety podatki
i czynsze same się nie zapłacą, a i do garnka coś trzeba włożyć. Pani fryzjerka
prowadzi swój zakład w pełnej konspiracji. W małym budyneczku drzwi zamknięte na głucho, rolety w oknach
zaciągnięte. Umówione telefonicznie klientki wchodzą do zakładu tylnymi
drzwiami, auta zostawiając kilka ulic dalej. Pełna tajemnica. Smutny czas
nastał, że za prowadzenie uczciwego biznesu można dostać karę pieniężną nawet
pięć tysięcy złotych. Ale przecież można złożyć wniosek o dofinansowanie i
odroczenie składek do ZUS? -zapytacie. Tak można, ale dla zwykłego
przedsiębiorcy, którego nie stać na opłacenie dobrego księgowego / księgowej
wypełnienie poprawnie wniosku jest w zasadzie niemożliwe. To taka pomoc od
rządu na ciężkie czasy. Pomóc, komplikując życie tysiącom przedsiębiorców.
Chyba rządzącym doradza sam Szatan!
Autor: Dominik Kunat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz