środa, 19 listopada 2014

Trudne wybory




Wybory samorządowe A.D. 2014 przejdą do historii jako organizacyjna porażka. Gdy z początkiem października kampania ruszała powoli i ospale nic nie zapowiadało tragedii. Na początku października odwiedził mnie znajomy i oznajmił, że startuje na radnego. Człowiek młody, wykształcony z otwartym umysłem. Swego czasu dokonał niemożliwego, a mianowicie sprawił, że zdałem język angielski na studiach licencjackich. Uczył mnie skutecznie i język Szekspira nie budzi we mnie już obrzydzenia. Na tego człowieka z przyjemnością postawiłem „krzyżyk”. W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że największą wprawę w stawianiu krzyży i krzyżyków mieli starożytni rzymianie. 


Przez co najmniej trzy tygodnie było nudno i ulotkowo. Ulotki kandydatów na radnych i urząd prezydenta codziennie wysypywały się ze skrzynki pocztowej. Przez ten okres nawet „Telepizza” i „szybkie pożyczki” przestały do mnie pisać. Podejrzewam, że kolportażem ulotek wyborczych zajmowano się nawet w późnych godzinach wieczornych i wczesnym rankiem gdy wyborcy jeszcze spali nieświadomi tego procederu. Skutek działań ulotkarsko – wyborczych był dość mizerny. Z czasem marnotrawstwo kredowego papieru i farby drukarskiej zaczęło irytować potencjalnych wyborców. Na ulicach dało się słyszeć utyskiwanie na tę „śmieciową kampanię”. Do ulotek dochodziły plakaty reklamujące kandydatów rozwieszone na słupach i słupkach, murach i murkach. Wielu kandydatów i kandydatek „jeszcze wisi”.

Już wkrótce w kilku miastach rozpocznie się druga tura wyborów. Plakatów będzie mniej, ale za to będą nowe i błyszczące. Gdy skończy się wyborcza zawierucha natura zrobi swoje. Plakaty zerwie wiatr, a deszcz rozmiękczy oblicza kandydatów. Reszty dokonają zapewne służby komunalne miast, miasteczek i wsi.


Bliżej daty wyborów kandydaci jakby się ożywili. Można było ich spotkać w terenie, a niektórzy zuchwale chodzili od drzwi do drzwi promując swoją kandydaturę. Jeden z takich zuchwalców wyrwał mnie z niedzielnej drzemki. Nie zniechęciło go moje zaspane oblicze. Wcisnął mi ulotkę do ręki i już chciał porozmawiać, ale zamknąłem mu drzwi przed nosem bo był nachalny i mocno partyjny.

Za to w Internecie zrobiło się wesoło. Pan o ptasim nazwisku prosił o postawienie na niego ptaszka. Pojawiła się pół kobieta, pół kwiatek. Nawet trafił się jeden Głąb, który przekonywał, że idioci już byli i pora zagłosować na niego. Inny z kandydatów pokazał przez pomyłkę film zza kulis produkcji swojego spotu wyborczego. Niestety mocny przekaz okazał się jednak za mocny i butny młodzieniec z tego co czytałem zakończył swoją przygodę z polityką. Ogólnie rzecz biorąc w wirtualnym świecie było dość kabaretowo, ale najbardziej weseli kandydaci odnieśli druzgocącą porażkę. Wybory to jednak poważna sprawa.


Najgorsze było jeszcze przed nami. W dzień wyborów w moim mieście było szaro i deszczowo. jako jeden z nielicznych spełniłem swój obywatelski obowiązek. W Gliwicach zdecydowana większość wyborców miała w głębokim poważaniu wybory. Nie będzie dogrywki, zwyciężył dotychczasowy prezydent. Widocznie tak miało być. Zresztą też na niego głosowałem bo konkurencja nie miała nic konkretnego do zaoferowania, a po za tym niech skończy to co rozgrzebał.


„Mała apokalipsa” nadeszła w poniedziałek. Choć już dwa tygodnie wcześniej wszelkie znaki w systemie wskazywały na katastrofę. Na dzień dzisiejszy sprawa jest bardzo poważna. Nawet prezydent przestrzega przed „odmętami szaleństwa”. Słowo Państwowa Komisja Wyborcza jest odmieniane we wszystkich przypadkach. Oprócz PKW winą obarcza się system. Więc jednak! maszyny przejęły kontrolę?! W wielu rejonach kraju głosy są jeszcze niepoliczone. Sytuacja jest napięta. Czekamy! 

Ps: Poniższy fragment będzie adekwatnym komentarzem:




 



 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz